4 listopada 2014 – „(…) by miasto mówiło samo za siebie”

Motyw Powstania Warszawskiego był w polskiej kinematografii niejednokrotnie podejmowany przez twórców o różnym stopniu doświadczenia i dorobku kulturalnego. Zadania postawienia Polaków przed wstrząsającą, drastyczną i bezlitosną historią narodu podjął się także początkujący, jednak znany już za sprawą ,,Sali samobójców”, reżyser – Jan Komasa, tworząc „Miasto 44”. Choć dla wielu specjalistów powierzenie tak patetycznego tematu – tak młodemu człowiekowi wydawało się i być może nadal wydaje wyborem nietrafnym, poskutkowało to nakręceniem niczym hollywoodzkiego filmu z ogromnym rozmachem, a co za tym idzie również nakładem środków finansowych, ale przede wszystkim z ,,dryfującą” na różnych płaszczyznach doznań estetycznych wyobraźnią i próbą przekazania historii zwykłych ludzi walczących za ojczyznę – „Nie ma ich w żadnych pamiętnikach, w drukowanych wspomnieniach i najczęściej nikt o nikt nie słyszał”.

Sięgając do filmografii oraz twórczości wspomnianego reżysera i scenarzysty, potencjalny pasjonat sztuki i historii nie jest w stanie trafnie określić kunsztu artystycznego Jana Komasy, a to dlatego, że jego dorobek do potężnych nie należy. Mimo tego faktu, producent filmu -Michał Kwieciński – nie bał się zaproponować młodemu chłopakowi, jeszcze przed debiutem, nakręcenia filmu o Powstaniu Warszawskim z wielkim budżetem. Sam Komasa komentuje to, w jednym z wywiadów w sposób świadomy swoich umiejętności, aspiracji, przekonań i celów: „Bo łatwo było film o powstaniu wygrawerować dużymi literami, w sposób nieznośny. Michał uznał, że ja tego nie zrobię i miał rację”. Jest to zarazem świadectwo oryginalności i wyjątkowości tego filmu na tle innych. Jeszcze przed premierą można było usłyszeć głosy odnośnie olbrzymich statystyk tego przedsięwzięcia. „Miasto 44” to projekt z olbrzymim rozmachem wizualnym. „(…) to kino pełną gębą. Dowód na to, że polski Hollywood nie musi być wcale ironiczną utopią”tak pisał jeden z krytyków. Konsultantem do spraw efektów specjalnych był hollywoodzki specjalista Richard Bain, który czuwał nad całością. Na planie, podczas kręcenia zdjęć, pojawiło się ponad 3 tysiące statystów, za budowę scenografii odpowiadało ponad 10 ekip, a do odtworzenia zniszczonej działaniami wojennymi Warszawy użyto 5 tysięcy ton gruzu. Te liczby same w sobie już robią imponujące wrażenie, jednak dużą rolę odegrały tu także jednostki, których nazwiska powinny zacząć się kojarzyć z cenioną i pożądaną twórczością. Za sukcesem tego dramatu wojennego, którego premiera odbyła się 19 września 2014r. stoją także scenarzyści, czyli Maciej Pisuk oraz sam Jan Komasa, fachowcy – odpowiedzialni za muzykę – Antoni Łazarkiewicz, zdjęcia – Marian Prokop czy kostiumy – Dorota Roqueplo, a także, może nawet w dużej mierze, odtwórcy głównych ról.

Zadziwiający wydaje się być fakt, że to często aktorzy stają się wyznacznikiem powodzenia filmu. Wydaje się, że reżyser przemyślał tę kwestię i zrezygnował z dominującej roli ,,polskiej śmietanki filmowej” i powołał na pierwszy plan ,,nowe, nieznane twarze”, uzyskując w ten sposób uniwersalność losu powstańca. Trzeba zauważyć, że było to ryzykowne posunięcie z jego strony, gdyż nie miał pewności, iż debiutanci dadzą sobie radę do tego stopnia, że będą w stanie poruszyć odbiorcę, wywołując w nim skrajne emocje. Jednak widać tu pewną zależność – ,,debiutant powołał debiutantów”. Sam ,,wschodzący” reżyser u początku kariery, zdawał sobie na pewno sprawę z tego, jak ogromna determinacja, zapał i zaangażowanie kryją się w młodych, zdolnych, pragnących dostać się na szczyt i zmieniać oraz kreować dorobek kulturowy kraju, ludziach, gdyż sam jest ich przykładem. Podążając za tą koncepcją, rolę Stefana – chłopka, który marzy o nowych dokumentach, stabilnej pracy i spokojnym życiu, powierza Józefowi Pawłowskiemu. Jego rola nie kończy się jednak na odtworzeniu typowej osobowości pragnącej poukładanego świata, bez walk i wojen, gdyż jego postać pod wpływem zdarzeń ewoluuje i z radosnego – jak na te okoliczności – młodzieńca, otoczonego najukochańszymi osobami, przeistacza się w ,,żołnierza”, który pragnie pomścić śmierć najbliższych. Zmienia się nie tylko jego otoczenie, ale również stan wewnętrzny. Postać staje się zamknięta w sobie, nieokazująca uczuć w sposób bezpośredni, a jedynie wydają się mówić do odbiorcy jej „nasiąknięte” rozpaczą, goryczą i żalem oczy. Nie udałoby się uzyskać tego efektu, gdyby nie autentyczność Józefa Pawłowskiego. Choć dało się słyszeć głosy widzów zarzucające mu brak dynamizmu i ekspresji w kreowaniu postaci, która według niektórych – w tamtych czasach i okolicznościach – powinna ,,tętnić” zapałem i determinacją do walki powstańczej, jego sposób odegrania roli Stefana wydaje się być niezmiernie oryginalny i przemyślany. Ciekawy jest fakt, iż w tym filmie główną postać można zdefiniować według zupełnie innych kryteriów niż w innych dziełach. Młody chłopak to przez większość filmu ,,skamieniała”, w pewien sposób statyczna, ,,dusząca” w sobie emocje, a przy tym niezmiernie małomówna postać na tle ekspresji i dynamizmu, zawartych w otoczeniu i pozostałych rolach. Jest to zamierzony efekt nie tylko aktora, ale również reżysera, który mówi o dialogach w ten sposób: „Starałem się też, by nie był to film przegadany, bo w polskim kinie często dialogi rozwiązują wszystkie kwestie dramaturgiczne. Zależało mi na ograniczeniu ich do minimum, tak by obraz mówił sam za siebie”.W związku z tym, najgłębszy sens i przesłanie kryją się w tym co niewypowiedziane, zmuszające do refleksji i własnych wniosków. Jednak zgodnie z powszechnie widomym – to co kontrastowe budzi największe zainteresowanie, nie można było stworzyć wszystkich postaci na tej samej zasadzie. Zważając na to, rola „Biedronki”, która przypadła Zofii Wichłacz, została odegrana, bazując na potężnych emocjach, ,,rządzących” młodą dziewczyną z bogatego domu, rozpoczynającą rozpaczliwe poszukiwania ukochanego, który porzuca ją w samym środku „wojennego piekła”. Swoją drogą, ta konwencja wspomnianego „piekła” również jest jednym ze środków, wymyślonych przez twórców, do uzyskania pożądanego obrazu miasta i wizji powstania. J. Komasa twierdzi, że założył sobie, iż jego praca będzie przekraczaniem ,,kolejnych barier tego piekła” do tego stopnia, że bohaterowie „na końcu nie mają już nic, ani jedzenia, wody, nawet snu, nie mają też już sił na nic. Jest tylko strach, głód i rozpacz a dookoła płonące miasto i ginący świat”. W tych realiach znakomicie odnajdywała się również jeszcze jedna główna postać, czyli Kama, której odtwórczynią jest Anna Próchniak. To ona pośrednio zmienia losy Stefana, zarazem się w nim podkochując i namawiając do działalności konspiracyjnej. Jest najbardziej żywiołową i stanowczą postacią z całej trójki, a przy tym budzącą sympatię, mimo różnych epizodów.

Kolejnym dowodem na zupełną nieszablonowość tego dzieła jest posunięcie się do granic nieakceptowalnych przez niektórych widzów – to ogromne ryzyko, lecz świadczy to o współczesnym i „świeżym” podejściu do tematu, z zamiarem trafienia to teraźniejszego odbiorcy. Temu przekraczaniu kolejnych barier nierozerwalnie towarzyszą daleko posunięte efekty specjalne, które wywołują mieszane uczucia. O ile scena ,,deszczu ludzkich członków” wywołuje potężne emocje, które raczej każdego głęboko poruszają i uświadamiają ogrom katastrofy, tak ,,oderwane” od rzeczywistości, niemal bajkowe konwencje czy też scena erotyczna nagrana w „slowmotion” przy dźwiękach „dubstepu” budzą już znaczne kontrowersje. Oburzeni widzowie nie widzą związku między, chociażby piosenką Czesława Niemena ,,Dziwny jest ten świat” a niezmiernie współczesnym rodzajem muzyki. Bardzo możliwe, że o to jednak chodzi. Film ma zaskakiwać na każdej płaszczyźnie. J. Komasa miesza czasy muzyczne i plastyczne, korzysta z dobrodziejstw technicznych i efektów specjalnych. Szokuje nie tylko historia, ogrom nieszczęścia i bólu, ale także sama realizacja i koncepcja filmu. Widz nie zawsze otrzyma to, czego by chciał i tego powinien się nauczyć, szczególnie „w zderzeniu” z dziełem niosącym w sobie jakże brutalną i zaskakującą historię.

W związku z powyższym, ,,Miasto 44”, mimo przodującego wątku miłosnego, zawiera w sobie ważną lekcję historii, która miała być przekazana na tle życia zwykłych mieszkańców Warszawy. Autor za pomocą tytułu daje do zrozumienia, iż dzieło jest wizją mieszkańców stolicy w czasach Powstania Warszawskiego. Określnie „miasto” nie zawiera w sobie jedynie znaczenia materialnego, rzeczowego – budowli, ulic itd., lecz ma również wydźwięk „ludzki, personalny” – chodzi o pokolenie, które w tym czasie zamieszkiwało ,,upadającą” stolicę, ich losy, przeżycia i stany emocjonalne.Nieświadomy czasem widz spotyka się z niemal kronikalnym odtworzeniem poszczególnych etapów powstania. Od żmudnych przygotowań, poprzez krwawe starcia na Starówce oraz Czerniakowie, aż po klęskę i kapitulację stolicy. Do tego wszystkiego bierze udział w walkach na warszawskich Powązkach, obserwuje zrzuty ulotek, za których pomocą ludność jest nawoływana do złożenia broni, a także przedziera się kanałami pomiędzy kolejnymi dzielnicami miasta. W tym przypadku otrzymuje wszystkie możliwe symbole walczącej Warszawy.Historia jest tutaj na tyle obecna, aby zapoznać się z przebiegiem zdarzeń powstania, ale nie czyni filmu rodzajem dokumentu, lecz daleko posuniętym, w wielu płaszczyznach, dziełem dla szerokiego grona odbiorców.

Tak jak młody, nieznany jeszcze reżyser zaskakuje odbiorców swoją pomysłowością i wyobraźnią, tak jego film wywołuje potężne emocje – wzrusza, przejmuje – stawiając widza przed brutalną rzeczywistością i pokazując mu w nieszablonowy sposób historię narodu polskiego. Stosuje ogrom efektów specjalnych, ale tylko po to, aby uzmysłowić wagę i potęgę wydarzenia. W zupełnym kontraście, reżyser staje się oszczędny w środkach przekazu drogą werbalną, używając licznych niedopowiedzeń i niewyjaśnionych sytuacji – w tym przypadku „zahamowuje rozmach”. ,,Ja jednak chciałem  uniknąć patosu za wszelka cenę i nawet końcówkę, która aż się prosi o mocne domknięcie, zdecydowałem się pokazać najprościej. Tak, by miasto mówiło samo za siebie.”

Sylwia Gorczyca III d

Wykorzystano materiały:

http://stopklatka.pl/artykuly/-/136134301,jan-komasa-pokazalem-powstanie-od-samego-dolu-wywiad-